poniedziałek, 12 marca 2012

MAKE KONY FAMOUS!



KONY 2012 is a film and campaign by Invisible Children that aims to make Joseph Kony famous, not to celebrate him, but to raise support for his arrest and set a precedent for international justice.





Od ćwierć wieku Joseph Kony i jego Armia Bożego Oporu (Lord's Resistance Army, LRA) sieje postrach w wioskach w Ugandzie i Afryce Środkowej, z szokującą brutalnością morduje dorosłych i porywa dzieci - chłopców siłą wciela do swojej armii, a z dziewczynek robi "żony z buszu". Ofiarą bojówek Kony'ego padło dotychczas ponad 30 tys. afrykańskich dzieci.


Jednak jeszcze tydzień temu mało kto spoza Ugandy o zbrodniarzu słyszał, choć na miejscu sieje on popłoch i przerażenie.

Wszystko zmieniło się za sprawą amatorskiego filmu wideo "Kony 2012" zamieszczonego w serwisie YouTube, w którym ujawniono zbrodnie Kony'ego. W ciągu kilku dni film obejrzało ponad 70 mln internautów. Kampanię szybko poparli celebryci, jak choćby Justin Bieber, Oprah Winfrey, J.K. Rowling czy Bill Gates.

Choć autorom bezsprzecznie udało się spopularyzować nazwisko zbrodniarza, kampania sprowadziła na organizację falę krytyki, m.in. za to, że za mało pieniędzy z budżetu przeznacza na pomoc Ugandzie. Nikt nie wątpi, że Kony to potwór, twórców filmu krytykuje się jednak za upraszczanie problemu i powoływanie się na nieaktualne informacje. Zdaniem niektórych nagłośnienie sprawy może wręcz skomplikować proces schwytania afrykańskiego oprawcy.

Autorem i narratorem filmu jest dokumentalista Jason Russell, współzałożyciel organizacji non profit Invisible Children, który po raz pierwszy usłyszał o Armii Bożego Oporu, gdy jako 24-letni absolwent studiów filmowych pojechał do Ugandy szukać tematu.

Film jest bardzo efektowny. Próbując poruszyć sumienie zachodnich widzów, Russell ukazuje w nim swojego syna, na zmianę z ugandyjskim chłopcem o imieniu Jacob, którego spotkał podczas tamtej wyprawy.

Film wydaje się najmocniej oddziaływać na młodych ludzi. To ich najbardziej poruszył los 30 tys. - niektórzy szacują, że nawet 60 tys. - dzieci uprowadzonych i wcielonych do armii w ciągu ostatnich 25 lat.

Russell wyjaśnia, że jego celem było zainspirowanie ludzi do wywierania nacisków na amerykański rząd, by ten wreszcie wymierzył Kony'emu sprawiedliwość. 20 kwietnia organizacja planuje obkleić miasta na całym świecie plakatami "Stop Kony". - Tego dnia spotkamy się o zmroku i do świtu oblepimy wszystkie ulice wszystkich miast - zapowiada.

Zwolennicy akcji mogą za 30 dol. kupić zestaw złożony z plakatu i bransoletki. Darowizny płyną szerokim strumieniem. Prezes organizacji Ben Keesey przyznaje że jest w szoku, bo nie spodziewał się, że film spotka się z tak wielkim oddźwiękiem. Liczył, że do maja obejrzy go 500 tys. internautów.

Popularyzacja Kony'ego ściągnęła uwagę także na Invisible Children. Organizację z San Diego krytykuje się za brak odpowiedzialności i przeznaczanie zbyt dużych kwot z funduszu pomocowego na pensje dla swoich pracowników. Jak informuje blog Visible Children, na "aktywną pomoc" przeznaczono zaledwie 32 proc.

Bohater filmu "Kony" Jacob Acaye, który jako dziecko był żołnierzem, opowiada, jak patrzył na śmierć swojego brata brutalnie zabitego podczas próby uwolnienia się ze szponów LRA. - Poderżnęli mu gardło… widziałem to - mówi w niezwykle emocjonalnej scenie. Acaye miał wtedy 13 lat i jak dodaje, jego życie było tak ponure, że sam także chciał umrzeć. Twierdził, że śmierć byłaby najlepszym, co mogłoby jego i jego rówieśników spotkać.

ABC News dotarła do niego w piątek. 21-letni Acaye, który dziś studiuje prawo w Kampali, twierdzi, że większość dzieci wcielonych siłą do armii nie ma żadnej nadziei na lepszą przyszłość. - Te dzieci nawet nie wiedzą, jak bardzo cierpią - mówi. - Nikt się nami nie zajmuje. Nie chodzimy do szkoły.

Krytycy zauważają, że Kony opuścił Ugandę w 2006 r. i od tej pory prowadzi swoją zbrodniczą działalność w Demokratycznej Republice Konga, RPA i Republice Środkowoafrykańskiej. Choć nadal przysparza ludziom cierpień, LRA liczy dziś co najwyżej kilkuset żołnierzy.

źródło: polskatimes.pl

Brak komentarzy: